Nie wiem, czy wszyscy wiecie, ale od jakiegoś czasu wysyłam newsletter. Tak, newsletter o filcu. Nazwałam go „Czy w filcu coś piszczy?”, ale nie podoba mi się na ta nazwa. „Co w filcu piszczy?” tez mi się nie podoba. W natłoku zajęć więc, wymyślam nową nazwę, wymyślam i odrzucam. Zapisuję i kreślę. Nic na razie nie wpadło mi do głowy takiego, co by się do mnie przykleiło. I wiecie co? Nie ma żadnej róznicy, czy wymyśla się tytuł newslettera, czy nowy krój torebki, albo dywanu.
Proces twórczy bywa oszałamiająco błyskotliwy i ekspresowy, bywa też długi, żmudny, mało efektywny i może ciągnąć się miesiącami.
Nazwę ankacyganka.pl wymyśliłam w chwilę i od razu poczułam, że to jest to, to moja nazwa.
Ale męską torbę wymyślam od około 1,5 roku. W ostatnim tygodniu mocno przybliżyłam się do jej powstania, ale nadal nie jest to „TO”. Być może dlatego, że łatwiej mi okreslić, czego pragną kobiety, a z facetami mam trochę trudniej. Jedyny, jakiego mogłabym zapytać o radę i którego rady biorę w ciemno, w ogóle nie nosi toreb, ma tylko sprytny etuj na telefon z 4 sprytnymi kieszonkami na karty, dwód i prawko…
Zaczęłam nawet myśleć, jak robić takie etuje, ale filc ma tutaj pewne ograniczenia, a i sposób mocowania telefonu jest póki co poza moim zasięgiem. Ale… mam natchnienie.
Bywa też tak, że proces twórczy nie daje spać. Kilka nocy przeleżałam rozmyślając, jak połączyć ze sobą elementy paneli na ścianę. Które miały być klejone, ale pierwsze testy okazały się niewypałem, bo nie było sposobu, żeby klej nie zostawał na krawędziach, a nie było opcji, żeby chociaż kropla znalazła się poza miejscem jej przeznaczenia. Potem spociłam się jak szczur próbując przekonach projektantów do mojej wizji. Udało się. Ściana wisi na Szafarni. Ale co się najadłam nerwów, to moje. Duszno było, jak u Kafki.
Nie zawsze jest tak stresująco, ale zawsze stworzenie czegoś nowego to długi, wyczerpujący proces. Czasami zupełnie nieopłacalny, zwłaszcza jeśli sie robi tylko jedną jedyną taką rzecz na konkterne zamówienie, a nad jej powstaniem spędza się długie godziny, a o zapięciu, czy szerokości paska myśli się nawet myjąc zęby, czy bawiąc się z dziećmi na placu zabaw. I gdyby chcieć wycenić to realnie po rzeczywistym czasie, jaki wykonanie danego przedmiotu mi zajęło, nierzadko musiałabym za jedną torebkę zawołać średnią miesięczną pensję… Możecie sobie zerknąć na moje ceny.
Tak samo mam obecnie z tytułem mojego newslettera. MOŻNA SIĘ NA NIEGO ZAPISAĆ w lewym górnym rogu strony
Nazwałam go kilka tygodni temu, kiedy zaczęłam go pisać „Czy w filcu coś piszczy?”. Celowo, bo w ogóle nie podeszło mi „Co w filcu piszczy?”, a jakoś nazwać go musiałam. Ale i ta nazwa nie leży AnceCygance, a i wiele osób zasugerowało, w tym kilku speców od marketingu w sieci, że nie leży. No, nie.
Proces twórczy jest w toku, ale na razie nie rokuje. Macie jakiś pomysł?